Aztekowie znali alkohol, przyrządzali rodzaj wina z kaktusa (opuncja, agawa), zwany octli. Było to wino białe, o smaku orzeźwiającym. Produkowano także alkohol miodowy. Jego produkcją zajmowały się kobiety, które brały miód do ust i następnie wypluwały go do specjalnych naczyń. Pod wpływem kontaktu miodu z bakteriami następowała jego fermentacja. Mimo to surowy obyczaj aztecki zabraniał spożywania alkoholu pod rygorem śmierci. Prawo azteckie zabraniało spożywania alkoholu niezależnie od rangi, czy warstwy społecznej. Zakaz ten obowiązywał także władców i ród królewski. Prawo to zostało uchwalone być może pod wpływem legendy indiańskiej, która opowiadała o tym, że pradawna stolica Tolteków – Tollan upadła z powodu alkoholizmu jej mieszkańców, którzy pogrążeni w pijaństwie nie chcieli pracować ani służyć w armii. Istniały jednakże nieliczne wyjątki od tej zasady. Możliwość spożycia alkoholu przedstawiała się więc następująco: Do trzydziestego roku życia nie wolno było upić się ani razu. Wykroczenie przeciw temu prawu groziło śmiercią (Aztekowie nie znali kary więzienia). Bardzo rzadko zamiast śmierci karę zamieniano na silne wychłostanie co było wobec możliwości kary śmierci wręcz łaską. Okolicznością łagodzącą mógł być młody wiek. W przypadku recydywy stosowano już tylko karę śmierci. Po trzydziestym roku życia azteckie prawo dopuszczało picie alkoholu w ilości dwóch niewielkich naczyń, czyli w ilości nie powodującej nadużycia. Dopuszczano też już upicie się, ale tylko raz i tylko w sytuacji wesela bliskiego członka rodziny. Po 60. roku życia prawo pozwalało na korzystanie z alkoholu już w dowolnej ilości bez żadnych ograniczeń. Aczkolwiek i z tej swobody nie korzystano zbyt często, gdyż z powodu tak surowego prawa alkohol niemalże wyszedł spoza mentalności azteckiej. Dodatkowo alkoholem pojono w dużych ilościach skazańców oraz kapłanów (ze względu na ich wymagające funkcje – kapłani bowiem zajmowali się rytuałem składania ofiar z ludzi). Istniało osobne bóstwo patronujące alkoholowi. Nie da się go jednak porównać do rzymskiego Bachusa czy greckiego Dionizosa, który w radosnym pochodzie sławił kulturę wina. Ich aztecki odpowiednik był formą demona, bezwzględnie ścigającego nadużywających oraz spragnionego ich krwi. Na jego atak były narażone osoby, które piły zbyt dużo lub zbyt często. Na koniec posiłku częstym zabiegiem u wyższych warstw było palenie fajki (tytoń, aromaty, zioła).